Daleko Daleko
2540
BLOG

Lech Kaczyński. Daleko od Wawelu - odcinek trzynasty

Daleko Daleko Polityka Obserwuj notkę 1
Niektórzy politycy z obozu Kaczyńskich uważają, że właśnie ta zmienność była powodem, iż prezydent nie potrafił zbudować wokół siebie zgranego teamu. Że rozchwiane zaplecze pasowało do charakteru Kaczyńskiego.
Polityk PiS-u tłumaczył nam w 2008 roku: „Ta niespójność zaplecza jest dla Lecha wygodna. Podam prosty przykład. Michał Kamiński, odpowiedzialny za wizerunek prezydenta, namawia szefa, żeby pojechał gdzieś w Polskę i spotkał się ze zwykłymi ludźmi. Jeśli Kaczyński nie ma na to ochoty, to zawsze w jego otoczeniu znajdą się osoby, które »przekonają go«, że ciśnienie jest za niskie, pogoda nie taka, jak trzeba, i w ogóle wyjazd jest bez sensu, bo nie poprawi mu wizerunku”.Tak oczywiście bywało i przykładami można sypać jak z rękawa…
Choćby taki oto z drugiej połowy kadencji. 24 czerwca 2009 Lech Kaczyński miał odwiedzić Krasnobród na Lubelszczyźnie. Miał tam poświęcić pomnik Powstańców Styczniowych. Wizyta była zatwierdzona przez BOR, księża informowali o niej w trakcie niedzielnych mszy. Prezydent nie przybył, bo na start śmigłowca nie pozwalała pogoda.
„Oficjalnym powodem był przeciwny wiatr, który mógł spowodować trudności z powrotem. Prawdziwy powód był taki, że prezydentowi nie chciało się lecieć” – opowiadał nam jego współpracownik. Niezręczność polegała również na tym, że tego samego dnia śmigłowcem do Juraty poleciała Maria Kaczyńska. Jej wiatr nie stawiał przeszkód.
Inny przykład zarywania programu w ostaniej chwili. 2008 rok. Prezydent ma uświetnić promocję w Akademii Obrony Narodowej w Rembertowie. Sprawa jest dopięta na ostatni guzik. Czekają generałowie, wykładowcy, studenci. Lech Kaczyński się nie zjawia.
Kolejna sytuacja, z tego samego roku. Prezydent miał pojechać na uroczystości z okazji rocznicy śmierci Henryka Dobrzańskiego „Hubala”. Pałac zaplanował udział prezydenta w mszy świętej, oglądanie rekonstrukcji bitwy, jedzenie wojskowej grochówki. PR-owcy liczyli, że będzie to duże wizerunkowe wydarzenie. Jak wyszło? Mówi o tym depesza PAP-u: „W uroczystościach wzięli udział przedstawiciele władz państwowych i samorządowych, mieszkańcy okolicznych wiosek. Sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Michał Kamiński odczytał list od Lecha Kaczyńskiego skierowany do uczestników uroczystości. W liście tym prezydent RP podziękował wszystkim, którzy kultywują pamięć tamtych dni”.
Często to prezydenccy ministrowie byli winni zamieszania. Zwyczajnie bali się powiedzieć Lechowi Kaczyńskiemu o jakimś wydarzeniu, w którym ma wziąć udział.
„Dogadują się z organizatorami, lokalną władzą, że prezydent gdzieś będzie. Lechowi nie mówią, bo obawiają się, że się nie zgodzi. Informują go za pięć dwunasta: »Wiesz, tu jest taki punkcik, podjedziemy, uściśniesz kilka rąk, chwilkę porozmawiasz«. Czasem to się udaje, ale tylko czasem. Niekiedy prezydent się wścieka i odmawia uczestnictwa. Tak było w Wiśle w sierpniu 2008 roku” – opowiadał poseł PiS-u. 
Odbywał się tam Tydzień Kultury Beskidzkiej. W miasteczku na placu Hoffa zebrał się tłum odświętnie ubranych górali, ale też turystów, którzy zjechali z okolicy, żeby zobaczyć prezydenta. Na scenie czekały przygotowane prezenty dla głowy państwa: góralski kapelusz i palica, czyli laska z korzenia drzewa. Ale krzesełko z napisem „Prezydent RP” zostało puste, bo zbliżał się deszcz. Przynajmniej taki powód podano zebranym ludziom, którzy zareagowali buczeniem, śmiechem i okrzykami: „Skandal!”. Sprawę oczywiście podchwyciły ogólnopolskie media. „Gazeta Wyborcza” cytowała Henryka Szczotkę, ludowego rzeźbiarza: „Ulewa? Dla nas, ludzi gór, taki deszcz to codzienność. Gdybym wiedział, że prezydent boi się deszczu, to bym dla niego wystrugał parasol z drewna”. Takie sytuacje mogły wynikać również z tego, że prezydent bywał chimeryczny i miewał słomiany zapał…
Wiosna 2007, półtora roku po przejęciu władzy przez Kaczyńskiego. „Szef BBN-u Władysław Stasiak każe nam być w pełnej gotowości, bo pierwszy raz od początku kadencji odwiedzi nas pan prezydent. Zszedł z Pałacu do nas. Byliśmy ustawieni w dwuszeregu. Omijał mężczyzn, podchodził do każdej kobiety i całował ją w rękę. Żartował, że wyglądamy jak izraelska kompania reprezentacyjna, w której są również kobiety. Chwalił, mówił, że widzi naszą pracę. I zapowiedział, że będzie nas teraz częściej odwiedzał. Ale ta wizyta była jedną z dwóch, to znaczy była pierwszą i ostatnią” – uśmiechał się pracownik Biura.
W niektórych sprawach Lech Kaczyński był jednak konsekwentny. Już na początku kadencji postanowił, że będzie odznaczał ludzi zasłużonych w antykomunistycznej opozycji. Dla wielu z nich, szczególnie tych, którzy nie zrobili po 1989 roku kariery i żyli zapomniani, było to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu. Ale nawet i tu pojawiły się problemy. Niektórzy nie zgadzając się z polityką prezydenta, odmawiali przyjęcia albo po jakimś czasie zwracali ordery.
„Muszę powiedzieć, że Lech Kaczyński był tym rozgoryczony. Uważał, że nie obraża to jego osobiście, ale coś więcej, bo urząd prezydenta. Jednak był konsekwentny. Odznaczał wszystkich, nawet swoich politycznych przeciwników, nawet gdy wiedział, że może narazić go to na despekt” – mówił nam prezydencki minister.
 
Na następny odcinek „Daleko od Wawelu” zapraszamy jutro o godzinie 17. Książka jest już dostępna w sprzedaży.
 
 
Daleko
O mnie Daleko

Czerwone i Czarne to wydawnictwo książek dobrych i pięknych. Książki wydawane przez Czerwone i Czarne to literatura faktu skupiona na polskim życiu publicznym. Czerwone i Czarne tworzy nową jakość w projektowaniu książek. W księgarni łatwo je znajdziecie. Szukajcie czerwono-czarnych okładek.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka