Daleko Daleko
2814
BLOG

Lech Kaczyński. Daleko od Wawelu - odcinek dwudziesty ósmy

Daleko Daleko Polityka Obserwuj notkę 9

W 2007 roku współautor tej książki zadał Kaczyńskiemu pytanie za pośrednictwem ministra Michała Kamińskiego. „Niech pan wpada teraz, prezydent chętnie sam odpowie” – oddzwonił Kamiński po kilku godzinach. „Ale jestem w trampkach i koszulce z krótkim rękawem!”. „Nic nie szkodzi” – uspokajał Kamiński.

Prezydent był oczywiście w garniturze, a w gabinecie kawę podawali kelnerzy w białych koszulach, kamizelkach i z muchami pod szyją. „Niech pan da spokój, ja lubię dziennikarzy i świetnie mi się z nimi rozmawia” – mówił Kaczyński, gdy usłyszał usprawiedliwienia dotyczące trampek i t-shirtu.

Prezydent potrafił mówić z pasją, śmiać się i opowiadać o niektórych rzeczach nieoficjalnie, nawet dziennikarzom, których dobrze nie znał. Ale, jak zwykle, miał też inną twarz – człowieka, który jest wyniosły i łatwo się irytuje. Niewinna sytuacja mogła przerodzić się w nerwową scenę. Pewien dziennikarz w trakcie spokojnego wywiadu grzecznie przerwał prezydentowi jego dygresyjną, kilkuminutową wypowiedź, by wrócić do głównego wątku. „Pan jest u prezydenta Rzeczypospolitej! Co pan sobie wyobraża?! Proszę mi nie przerywać!”, wściekł się Kaczyński, ale dwie minuty później był już w dobrym nastroju.

„Takie zachowania nie wynikają z tego, że Lech jest przewrażliwiony na własnym punkcie. On nie jest oburzony przerywaniem Lechowi Kaczyńskiemu, lecz przerywaniem prezydentowi Rzeczypospolitej, pierwszemu obywatelowi 40-milionowego państwa! Jest flaga, godło, jest prezydent! Chcecie czy nie, prezydent reprezentuje majestat Rzeczypospolitej i Kaczyński pojmuje to na serio”, usprawiedliwiał szefa jeden ze współpracowników.

Inny przykład zmiennych nastrojów prezydenta w kontaktach z dziennikarzami. Wywiad dla jednego z tygodników opinii. Sympatycznie, miło. Po drugim pytaniu mina prezydenta robi się marsowa. Wraca do bardzo krytycznego tekstu na temat jego brata, który kilka miesięcy wcześniej pojawił się w tym piśmie. „Tego wywiadu wcale nie musi być! Może tu przyjść wasza konkurencja!”, podniósł głos. Po chwili prezydentowi przeszło, ale dziennikarze przeżyli chwilę grozy. Samo umawianie się na wywiady z prezydentem to była droga z zakrętami. Nie było jednego kanału do załatwiania takiej sprawy. Raz wywiad mógł załatwić Kamiński, innym razem Małgorzata Bochenek lub któryś z ministrów Pałacu albo zaprzyjaźniony z głową państwa poseł. Wszystko zależało od tego, kto w danym momencie był w łaskach Lecha Kaczyńskiego. Bywało, że pośrednictwo osoby, na którą prezydent się obraził, mogło tylko pogorszyć sprawę albo uczynić ją niemożliwą do zrealizowania.

Stosunek Lecha Kaczyńskiego do dziennikarzy pokazywał, że prezydent nie do końca rozumiał mechanizmy, którymi kierują się media, nie umiał budować z nimi sojuszy.

Prawicowy publicysta i pisarz opowiadał nam w marcu 2010: „Kiedyś z nim rozmawiałem. Strasznie ostro krytykował przychylnych mu dziennikarzy takich jak Piotr Semka, Piotr Zaremba, Bronek Wildstein czy Rafał Ziemkiewicz. Nie ma w nim umiejętności budowania relacji z ludźmi, którzy w 40 albo 60 procentach się z nim zgadzają”.

„Zauważyłem to zjawisko” – mówił były współpracownik prezydenta. „Kiedyś mi tłumaczył, że tyle kłamstw przez lata napisano o obu Kaczyńskich, że on nie chce tekstów po prostu dobrych, chce bardzo dobrych. Inaczej mówiąc, pisanych z pozycji »padnij«. Prezydent oceniał, że nawet jak tekst jest pozytywny, to musi się w nim znaleźć choćby jedno negatywne zdanie, bo »taka jest moda, by źle o nas pisać«”.

Kaczyński z łatwością zrażał do siebie dziennikarzy. Kiedyś zaczepił jednego ze znajomych Wildsteina. „Rozumiem, że niedługo pan Bronisław przechodzi do »Gazety Wyborczej«”, rzucił prezydent. I nie było to powiedziane żartem.

Inna sytuacja. Jedno ze spotkań w Lucieniu, gdzie prezydent od czasu do czasu zapraszał ludzi nauki, kultury i dziennikarzy. Kaczyński w brutalny sposób obraża publicystę znanego z prawicowych przekonań. Pretekstem było to, że zajęty rozmową dziennikarz nie zauważył przechodzącego obok prezydenta. Tak naprawdę wybuch złości był spowodowany czym innym – krytycznym tekstem, który dziennikarz popełnił na temat Jarosława Kaczyńskiego. Potem prezydent osobiście zadzwonił i przeprosił za wypowiedziane słowa.

Lech Kaczyński był przewrażliwiony na punkcie majestatu pierwszego obywatela RP. Odczuł to na swojej skórze fotoreporter, który miał zrobić głowie państwa zdjęcia do wywiadu dla zagranicznej gazety. Fotograf zagaił: „Widzi pan prezydent, jakim szacunkiem pana darzymy! Mam najlepszy sprzęt!” Lech Kaczyński odpowiedział chłodno: „Jestem prezydentem Polski, to oczywiste, że trzeba mi robić zdjęcia najlepszym sprzętem”.

W niektórych sytuacjach prezydent po prostu nie rozumiał mediów. Nie rozumiał, że dziennikarze potrzebują konkretów, rzadko mają czas na analizy historyczne, które Kaczyński im serwował. Było tak z grupą francuskich dziennikarzy, którzy gościli w Polsce na wyjeździe studyjnym. Rozmowa z prezydentem była jednym z punktów bogatego programu. Miała dotyczyć Unii Europejskiej i na to reporterzy byli przygotowani. Tymczasem prezydent zaczął im wyjaśniać kulisy naszej sceny politycznej. I to wyjątkowo szczegółowo: „Cofnijmy się do lat 90-tych. Była taka formacja jak AWS...”. Francuzi otwierali usta ze zdziwienia. Nie bardzo wiedzieli, co to jest AWS i po co prezydent o tym wspomina.

 

Na następny odcinek „Daleko od Wawelu” zapraszamy jutro o godzinie 16. Książka jest już dostępna w sprzedaży.

Daleko
O mnie Daleko

Czerwone i Czarne to wydawnictwo książek dobrych i pięknych. Książki wydawane przez Czerwone i Czarne to literatura faktu skupiona na polskim życiu publicznym. Czerwone i Czarne tworzy nową jakość w projektowaniu książek. W księgarni łatwo je znajdziecie. Szukajcie czerwono-czarnych okładek.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka