Daleko Daleko
2341
BLOG

Lech Kaczyński. Daleko od Wawelu - odcinek trzydziesty

Daleko Daleko Polityka Obserwuj notkę 0

Na usprawiedliwienie Kamińskiego trzeba powiedzieć, że trafił do Pałacu w fatalnym momencie. Kilka tygodni po jego przyjściu wybuchła afera gruntowa i związany z nią przeciek z tajnej akcji CBA przeciw Andrzejowi Lepperowi. Niedługo później zaczęła się mordercza kampania wyborcza. Problem Pałacu polegał na tym, że czarnymi bohaterami przeciekowej historii byli znajomi prezydenta lub tacy, którzy na najwyższych szczeblach władzy znaleźli się dzięki protekcji głowy państwa – biznesmen Ryszard Krauze, minister Janusz Kaczmarek, szef policji Konrad Kornatowski, prezes PZU Jaromir Netzel.

Kaczyński bardzo ciężko przeżywał tę historię. Także wizerunkowo sprawa wyglądała fatalnie. Oficjalnie politycy PiS-u grzmieli, że wytropiony został „układ” na styku wielkiego biznesu i polityki. I że Prawo i Sprawiedliwość nie zawaha się z nim walczyć, nawet za cenę oddania władzy. Gdy gasły kamery i mikrofony ci sami ludzie żartowali, że do „układu” należałoby zaliczyć samego prezydenta.

Kłopotliwe okazały się bliskie związki prezydenta z trójmiejską kancelarią prawniczą „Głuchowski, Jedliński, Rodziewicz, Zwara i Partnerzy”. Kaczyński, gdy w latach 90-tych miał epizod poza polityką, dorabiał w tej kancelarii, jego córka robiła tam aplikację, gdy już był prezydentem. Zażyłość wzięła się z dawnej znajomości prezydenta z Adamem Jedlińskim, jednym z założycieli kancelarii. Kaczyński pracował z nim w czasach PRL-u na Uniwersytecie Gdańskim. To właśnie za sprawą Adama Jedlińskiego przyszły prezydent poznał rekina biznesu i klienta kancelarii Ryszarda Krauzego, który potem stał się czarnym charakterem afery z 2007 roku. Sama kancelaria stała się ważnym miejscem na mapie Trójmiasta – spotykali się w niej ludzie biznesu, polityki lokalnej i krajowej, nie wyłączając Lecha Kaczyńskiego. 

W 2005 roku, kiedy bracia podwójnie wygrali wybory, wpływy prawników z Sopotu bardzo wzrosły. Jedliński, współtwórca sukcesu SKOK-ów, został nieformalnym doradcą prezydenta, bywał jego gościem. „Od obu słyszałem, że w pierwszych miesiącach prezydentury dyskutowali nad koncepcją połączenia PZU i PKO BP” – opowiadał nam Janusz Kaczmarek. Drugiego z partnerów kancelarii Marka Głuchowskiego premier Kazimierz Marcinkiewicz – przy poparciu prezydenta – chciał zrobić ministrem skarbu. Ostatecznie Głuchowski stanął na czele rady nadzorczej PKO BP, największego i opanowanego przez skarb państwa banku.

Bliskie związki kancelarii z władzą wytworzyły szczególną sytuację. Jeden z polskich oligarchów mówił nam w 2006 roku: „Główkuję nad wyborem kancelarii do obsługi dużej transakcji ze skarbem państwa. Biorę pod uwagę dwie opcje – sieciowa, międzynarodowa kancelaria albo ta z Sopotu”. „Dlaczego ta z Sopotu?” – pytaliśmy. „Nie zadawajcie głupich pytań”.

Biznes w mgnieniu oka wyczuł, skąd wieje wiatr. O kancelarii zaczęto mówić „prezydencka”. Były wysoki rangą urzędnik państwowy twierdzi: „Po zwycięstwie wyborczym PiS-u i Lecha Kaczyńskiego ważyły się losy prezesa państwowego Ciechu. Był nim silnie związany z lewicą Ludwik Klinkosz. Klinkosz zaczął dawać zlecenia kancelarii. Była charakterystyczna sytuacja w pierwszej części prezydentury. Urodziny albo imieniny obchodziła Wanda Jedlińska, żona Adama. Na przyjęcie zostali zaproszeni biznesmeni, w tym Klinkosz, ale także Lech Kaczyński oraz figury takie jak prokurator Janusz Kaczmarek. Jednym z celów imprezy było doprowadzenie do spotkania Klinkosza z Lechem Kaczyńskim na neutralnym, przyjaznym gruncie. Najwyraźniej prezydent dostał sygnał, co się szykuje u Jedlińskich. Na krótko przed przyjęciem stwierdził, że nie może pojawić się na tej imprezie. Z tego, co wiem, odradzał to również Kaczmarkowi. W ten sam weekend Kaczyński zaprosił Kaczmarka i jego żonę do ośrodka prezydenckiego na Helu”.

Kłopotem okazały się koleżeńskie stosunki prezydenta z ważnym klientem kancelarii biznesmenem Ryszardem Krauzem, który znalazł się w łańcuszku przecieku z akcji CBA do wicepremiera Andrzeja Leppera. Okazało się, że Krauze dostał 300 mln złotych kredytu z PKO BP na ryzykowne (do tej pory niezakończone sukcesem) poszukiwania ropy w Kazachstanie. Gdy kredytu udzielano, państwowym bankiem (wobec braku prezesa) kierował Marek Głuchowski, współwłaściciel kancelarii, której Krauze był klientem. Po wybuchu afery wątpliwości zaczął mieć sam prezydent. Niepokoił się, czy przypadkiem ktoś nie posługiwał się jego nazwiskiem. Z naszych informacji wynika, że we wrześniu 2007 roku Kaczyński przepytywał Głuchowskiego o pożyczkę dla Krauzego. Ten zapewniał, że wyłączył się z decyzji o przyznawaniu kredytu, a cała sprawa odbyła się w zgodzie z procedurami. Ciekawe było również to, że gdy służby specjalne 13 lipca 2007 zawitały w biurach Krauzego w warszawskim hotelu Marriott, przejęty oligarcha wykręcił numer prywatnej komórki Lecha Kaczyńskiego. W kampanii 2007 roku Platforma użyła tej historyjki w telewizyjnym klipie wyborczym wymierzonym w obóz Kaczyńskich.

Cała afera była ogromnym ciosem dla Kaczyńskiego – podważyła zaufanie do wielu dawnych znajomych, stała się okazją do ataków, a wręcz natrząsania się z prezydenta. „Po tej sprawie nie będę już ufał ludziom jak dawniej. Zmieniło mnie to”, mówił współpracownikom. Najbardziej bolało, że w finale ta historia doprowadziła do przedterminowych wyborów w 2007 roku i końca misji Jarosława Kaczyńskiego na stanowisku premiera.

 

 

Na następny odcinek „Daleko od Wawelu” zapraszamy jutro o godzinie 17. Książka jest dostępna w sprzedaży.

Daleko
O mnie Daleko

Czerwone i Czarne to wydawnictwo książek dobrych i pięknych. Książki wydawane przez Czerwone i Czarne to literatura faktu skupiona na polskim życiu publicznym. Czerwone i Czarne tworzy nową jakość w projektowaniu książek. W księgarni łatwo je znajdziecie. Szukajcie czerwono-czarnych okładek.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka